Stefan Banach — lwowski matematyk par excellence

Stefan Banach należy do jednych z najbardziej znanych matematyków, których wydała polska ziemia. A Lwowska Szkoła Matematyczna, która była jego kolebką, jest dziś czymś niemal legendarnym. Wystarczy tylko wspomnieć po krótce postaci związane z tym pięknym miastem, które w ówczesnych czasach było centrum kulturalnym i naukowym. Steinhaus, Banach, Ulam, Mazur, Schauder. Zapisali arcyciekawe karty w historii nie tylko Polski, ale i całego świata. Stanisław Ulam był prekursorem sztucznej inteligencji. Steinhaus był wspaniałym dydaktykiem i naukowcem, to właśnie on odkrył talent Stefana Banacha.

wiki_stefan_banach_970.jpeg
Stefan Banach w młodości

Mawiał, że jego największym odkryciem naukowym jest właśnie Banach. Lwów łączyło wiele nacji, wiele wyznań religijnych. Kwitły wespół ze sobą: nauka, sztuka i rzemiosło.
Przenieśmy się na chwilę do Lwowa... do Kawiarni Szkockiej, w której na blatach stołów, a później w specjalnie założonej Księdze Szkockiej, najtęższe matematyczne głowy zapisywały swoje myśli o Królowej Nauk.

Stefan Banach należał do tych matematyków, którzy przecierali szlaki. Nie poszedł na studia matematyczne, studiował mechanikę. Twierdził, że w matematyce nie ma już nic do odkrycia. Jak sam później dowiódł — mylił się. Był prekursorem analizy funkcjonalnej. Sformułował pojęcie przestrzeni w rozumieniu przestrzeni klasy liniowo-topologicznych, które później — celem jego uhonorowania — zaczęto nazywać przestrzeniami Banacha.
Dziś ta tematyka stanowi kanon w analizie funkcjonalnej obowiązującej na studiach wyższych.


Ciekawa jest historia jego doktoratu. Nie widział w tym zupełnie sensu. Był zbyt zajęty dowodzeniem nowych twierdzeń, prowadzeniem nowych dociekań. Miał za to życzliwych kolegów, którzy wiedzieli, że Banach jest na uczelni na specjalnych warunkach. Problem był w tym, że nie miał skończonych studiów wyższych. Chcąc zostać na uczelni — musiał w ciągu 1 roku przedstawić rozprawę doktorską. Banach nie cierpiał biurokracji. Ale o matematyce rozmawiał nader chętnie. Wspomniani życzliwi koledzy przydzielili mu asystentów, którzy chodzili za nim i zapisywali jego dowody, twierdzenia i myśli. Poukładali to wszystko w jedną całość i w ten sposób powstała praca doktorska Stefana Banacha. Pozostawał jeszcze jeden problem — jak tu go zaprowadzić przed komisję egzaminacyjną? Użyto nadzwyczaj przebiegłych sztuczek. Któregoś dnia poinformowano Stefana Banacha, że w sekretariacie czeka na niego kilku panów z Warszawy, którzy chcą porozmawiać o jakichś problemach matematycznych. W ten oto sposób odbyła się obrona doktoratu Banacha.



Stefan Banach

Któregoś dnia do Kawiarni Szkockiej zawitał John von Neumann. Słynny węgierski matematyk, jednakże związany silnie ze Stanami Zjednoczonymi i tam pracujący. Po raz kolejny chciał przekonać Stefana Banacha do podjęcia pracy w USA. Jego przełożony — Norbert Weiner, uznawany za ojca cybernetyki — wysłał go z niezwykle dziwną przesyłką. Proponował Banachowi czek, na którym widniała tylko jedna cyfra: była nią jedynka. Banach miał dopisać tyle zer, ile tylko zechce. Co zrobił polski matematyk? Odpowiedział, że nie ma takiej ilości zer, która zrekompensowałaby mu opuszczenie Polski.


Nie sposób omówić postaci Stefana Banacha w jednym artykule. Do polskich matematyków jeszcze wrócimy. Wrócimy do Kawiarni Szkockiej. Do Lwowskiej Szkoły Matematycznej. I z bezsenną fantazją Zofii Terné wrócimy do ulic miasta Królowej Nauk... Do Lwowa.